loading

MASZ PYTANIA ?

ZADZWOу: +48 602-332-359

e-mail: urodzony22lipca@wp.pl

0
Koszyk
Użytkownik
Stanisław Jastrzębski "Zaczęło się pod Arsenałem" - twarda oprawa

Stanisław Jastrzębski "Zaczęło się pod Arsenałem" - twarda oprawa

Cena: 39 PLN
Stara cena: 49 PLN, Oszczędzasz: 10 PLN

Waga brutto (z opakowaniem): 0,8Kg
Eliotpol Jacek Klempis

Wydanie III, Warszawa 2017.

Okładka: twarda.

Format: B5, 376 stron bogato ilustrowanych, także w kolorze.

Łamanie publikacji Studio Grafpa

 

Stanisław Jastrzębski ps. Kopeć (10.XI.1920 - 13.04.2000 ) – żołnierz Szarych Szeregów i słynnego Batalionu „Parasol” Armii Krajowej.

 

Brał bezpośredni udział w wielu głośnych akcjach przeciwko okupantowi, m.in.  w akcji pod Arsenałem, w likwidacji Augusta Kretschmanna - zastępcy komendanta Gęsiówki, czy odbicia rannych z akcji na generała SS Franza Kutscherę. Był organizatorem i wykonawcą wyroków na szczególnie zbrodniczych gestapowcach.

 

Niemal od pierwszych dni okupacji zaangażowany w pracy konspiracyjnej, odsłania w swojej książce wiele mało znanych realiów działalności sabotażowej i dywersyjnej podziemia, a także życie w okupowanej Warszawie. Wiernie przedstawia zaplecze polskiego ruchu oporu, ogrom wysiłków i trudów włożonych w przygotowanie każdej akcji zbrojnej.

 

Uczestnik Powstania Warszawskiego dwukrotnie ranny, po wojnie aresztowany i oskarżony o „usiłowanie obalenia ustroju Rzeczypospolitej Polskiej”, skazany na karę 10 lat więzienia, w wyniku amnestii zwolniony po 3,5 latach. Zrehabilitowany w roku 1956.

 

Stanisław Jastrzębski przez szereg lat pełnił funkcję przewodniczącego Środowiska Batalionu „Parasol”.

Fragent książki ukazał się na łamach czasopisma "Uwarzam Rze Historia" w listopadzie 2018 r.

 

Fragmenty książki:

 

Idzie w czarnym mundurze gestapowca, trzymając w ręku teczkę. Jest bez płaszcza, u pasa widać kaburę z pistoletem. Obok niego idzie kobieta, której podczas rozpoznawania Kretschmanna dotychczas nie widzieliśmy. Poznaję go z daleka po grubym, czerwonym karku i po sposobie poruszania się. Mniej więcej przejściu 20 kroków zrównujemy się z nim, z tym że jesteśmy na dwóch przeciwległych trotuarach. Nagle wołam do idącego obok, po mojej lewej ręce, „Cyklona": „Skok!".

Przebiegamy przez jezdnię. Wyjmuję w biegu broń. Wyszarpuję zatkniętą za pasek spodni parabelkę, „Cyklon" swego visa. Ja pierwszy dobiegam do Kretschmanna i z odległości najpierw czterech, potem trzech i wreszcie dwóch metrów oddaję do niego kilka strzałów. Kretschmann jest całkowicie zaskoczony, chwyta prawą ręką za kaburę, odpina ją i usiłuje wyjąć z niej pistolet. Jednakże jest ciężko ranny, bardzo krwawi, jego ręka nie może już wyjąć broni. Resztką świadomości rezygnuje nagle z szukania ratunku w pistolecie, odwraca się w stronę swego domu i stara się uciec.

 

Fragment rozdziału „W oddziale specjalnym Kedywu”.

 

Odeszliśmy już od ul. Młynarskiej około 300 metrów. Nie widać ani naszych żołnierzy, ani Niemców. Widocznie 3. Kompania usadowiła się dalej, bardziej na prawo, w pobliżu ul. Obozowej. Przebiegamy ogródki i zatrzymujemy się, bacznie obserwując przedpole, czy nie wyłoni się nieprzyjaciel. Chcieliśmy iść dalej, aż tu nagle zza ogrodzenia, do którego zamierzaliśmy dobiec, wyłonił się Niemiec. Znajdował się w odległości około 60 metrów od nas. Za nim ukazał się drugi, trzeci i wreszcie cały oddział z bronią gotową do strzału, wolno posuwający się w naszym kierunku. Żywopłot, za którym leżeliśmy, zakrywał nas całkowicie, tak że Niemcy nie mogli nas dostrzec. Gdy zbliżyli się do nas na odległość około 10 metrów, otworzyliśmy do nich ogień. Zaskoczenie było zupełne. Ja, mając pistolet maszynowy, wystrzelałem dwa pełne magazynki, czyli około 60 naboi. Mój towarzysz, mający tylko visa, wystrzelał cały magazynek i założył następny. Skutek był miażdżący. Po pierwszych strzałach wszyscy Niemcy padli, końcowe serie kierowałem już do leżących. Wycofaliśmy się dopiero, gdy Niemcy zza rogu budynku, z którego wychodzili na działkę, zaczęli strzelać z ręcznego karabinu maszynowego. Pozbawieni jakiejkolwiek osłony, gdy kule bzykały coraz bliżej naszych stanowisk, nie mogliśmy dalej tu trwać. Wycofaliśmy się na przedpole placu Opolskiego, dołączając do plutonu pchor. „Maga”.

Fragment rozdziału „Pierwsze dni Powstania”.