loading

MASZ PYTANIA ?

ZADZWOу: +48 602-332-359

e-mail: urodzony22lipca@wp.pl

0
Koszyk
Użytkownik
Wiesław Klempisz "Urodzony 22 lipca"

Wiesław Klempisz "Urodzony 22 lipca"

Cena: 20 PLN
Stara cena: 45 PLN, Oszczędzasz: 25 PLN

Waga brutto (z opakowaniem): 0,8Kg
Dostępna ilość: 10
Ilość sztuk:
Eliotpol Jacek Klempis

Wydanie I, Warszawa 2014.

Okładka: miękka.

Format: B5 s. 312+50 stron z kolorowymi ilustracjami i zdjęciami

 

Kedyw, czyli „Kierownictwo Dywersji”, to pion AK utworzony w 1943 r. przeznaczony do prowadzenia dywersji bojowej. Jednym z oddziałów Kedywu była 9 Kompania (Zgrupowanie „Żniwiarz”), a jednym z jej żołnierzy był autor książki. Wiesław Klempisz nie tylko brał udział w wielu akcjach, lecz także prowadził konspiracyjny magazyn broni.
Tak, jak członkowie Kedywu byli elitą wśród członków AK podczas walki konspiracyjnej, to 9 Kompania była elitą wśród innych zgrupowań z warszawskiego Żoliborza. Mówi się, o dotkliwych brakach w uzbrojeniu Powstańców; ta prawda nie dotyczyła 9 Kompanii. Tu każdy żołnierz miał broń palną i granaty, byli jednolicie umundurowani, a każdy z trzech plutonów miał nawet karabin maszynowy. Na Żoliborzu stoczono pierwszą i ostatnią bitwę Powstania, a obrońcy poddali się dopiero po otrzymaniu od dowództwa rozkazu kapitulacji .
Dziewiętnastoletni wówczas autor został celowniczym karabinu maszynowego. Jego relacja, autentyczna w szczegółach, trzymająca w napięciu, ukazuje jego udział w powstańczych walkach na warszawskim Żoliborzu. Jak skończy się rozgrywka z niemieckim agentem? Jak rozstrzygnie się jego samotny pojedynek z czołgiem i kryjącą się za nim niemiecką piechotą? Czy uda się utrzymać powstańczą redutę - Fort 7? Dlaczego nie odwołano go z posterunku w budynku „Zgody” i czy został tam sam? Czy uda się uratować dziewczynkę z zasypanej piwnicy? Dlaczego przygotowywał się na śmierć? Jak wyglądała pierwsza i ostatnia defilada 9 Kompanii? To tylko niektóre z pytań, na które odpowie to trzymające w napięciu świadectwo żołnierza.
Ta książka to znacznie więcej niż konspiracja i Powstanie. Wszyscy słyszeliśmy o torturach, upokarzaniu, znęcaniu się zwolenników demokracji ludowej nad polskimi patriotami, ale czy znamy szczegóły? Czy wiemy, co to karcer i kara twardego łoża? Ile czasu może wytrzymać człowiek niemal bez jedzenia, picia i snu? Jak wyglądały widzenia z rodziną? Za jakie „przewinienia” ludzie trafiali do więzienia? Jak wyglądało życie codzienne więźniów? Czy pobyt w Ośrodkach Pracy Przymusowej był nagrodą, czy karą? Czy urodzenie 22 lipca dawało z tego powodu przywileje, czy problemy? Autor swoja postawą udowodnił, że nawet w tak nieludzkich warunkach można dokonywać właściwych wyborów.
Wiesław Klempisz zaczął spisywać swoje wspomnienia w 1962 r. Dzięki temu precyzyjnie i szczegółowo odtworzył niedawne przeżycia. Liczne maszynopisy i rękopisy autora były kompletowane przez ponad siedem lat, zanim teraz ukazały się w druku, już po jego śmierci. Zaletą książki jest jej staranne wydanie: mnóstwo fotografii (ok. 160), m.in. archiwalnych i w kolorze, doskonałe ilustracje Marka Szyszko, ale najważniejsze jest to, że wciąga, po prostu ją się czyta. Książka przeznaczona jest zarówno dla dorosłych i młodzieży.

 


Więcej informacji o książce oraz jej fragmenty znajdziecie Państwo na stronie: https://www.facebook.com/urodzony22lipca

 

 

  • Recenzja Piotra Szubarczyka - historyk

    Recenzja, której autorem jest  Piotr Szubarczyk - historyk, publicysta, pracownik IPN, autor "Czerwonej apokalipsy" i publikacji poświęconych "Ince". 
    „Urodzony 22 lipca”? Taki tytuł książki sugerowałby, że autor ma nostalgiczny stosunek do bałamutnego sowieckiego „święta” w Polsce, nakazanego przez Stalina a „ustanowionego” przez tzw. Krajową Radę Narodową – uzurpatorski „parlament” Polski lubelskiej. Stalin, zniewalając Polskę, czyniąc z niej dominium sowieckie, miał czelność nazywać załgany „manifest” – podpisany rzekomo w Chełmie 22 lipca 1944 r., a tak naprawdę dwa dni wcześniej w Moskwie – „aktem historycznym”. Komuniści ogłosili 22 lipca „narodowym świętem odrodzenia Polski”! Tak będzie aż do roku 1989.
    Jednak autor naszej książki miał zupełnie inne skojarzenia z tą data. Zapamiętał, jak ubecka żulia, podczas bandyckich ekscesów na „przesłuchaniach”, wrzeszczała na niego: „Nie miałeś się kiedy, sk…, urodzić?!”. No bo dla tej żulii 22 lipca to było naprawdę wyczekiwane święto, podczas którego rozdawano sowieckie konfitury w polskim opakowaniu – medale, awanse, premie za „obronę zdobyczy ludu pracującego miast i wsi”, za „obronę nowej rzeczywistości”, za moskiewską służbę, za prześladowania polskich patriotów. Za to, że nasz „reakcyjny” bohater miał urodziny w ich święto, bili go podwójnie.
    Pociechą dla Wiesława Klempisza mogłaby być świadomość, że 22 lipca zapisał się w historii Polski nie tylko jako dzień kolaboranta, ale i jako dzień chwały. Tego dnia, w roku 1917, oficerowie i żołnierze Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego odmówili przysięgi na wierność cesarzom, rozpoczynając ostatni etap walki o odrodzenie zniewolonej przez lata zaborów Polski. Tylko że nasz dzielny żołnierz chyba tej daty nie skojarzył, w swoich wspomnieniach jej nie przytacza, więc nie miał nawet tej pociechy.


    Wspomnienia zmarłego przed czterema laty Wiesława Klempisza „Brzezińskiego” – od roku 1943 żołnierza elitarnego oddziału Kedywu AK (9 kompania „Żniwiarz”), uczestnika Powstania Warszawskiego, po wojnie żołnierza „wyklętego”, skazanego na wieloletnie więzienie – czyta się momentami jak książkę sensacyjną. Jest tu happy end, bo po roku 1990 sąd uzna wyrok na „Brzezińskiego” za bezprawie a jego wierność Polsce nazwie „walką o niepodległy byt państwa polskiego”. Temu zakończeniu towarzyszy jednak gorzka refleksja, zawarta w ostatnim zdaniu posłowia książki: „Popełniono zbrodnię, nie ma winnych”.
    Gorąco polecam lekturę wspomnień Wiesława Klempisza. Nie tylko warszawiakom, którzy przejdą się z autorem po ulicach bohaterskiego miasta i zajrzą do jego piwnicy, gdzie rodzina Klempiszów, z narażeniem życia, zorganizowała akowski magazyn broni… Gratulacje i podziękowania dla Jacka Klempisa (wydawnictwo Eliotpol) za wydanie tego ważnego świadectwa, przypominającego raz jeszcze tych, co byli wierni Polsce do końca.
    Piotr Szubarczyk - historyk, publicysta, pracownik IPN, autor "Czerwonej apokalipsy" i publikacji poświęconych "Ince". Recenzja została opublikowana w „Naszym Dzienniku”.

     

  • Fragment recenzji,  Focus, XII.2014

    „Amerykanie wzruszali się biografią sparaliżowanego weterana wojny wietnamskiej „Urodzony 4 lipca”. Nasz „Urodzony 22 lipca” to dramatyczne wspomnienia powstańca warszawskiego, którego komunistyczne władze torturowały i uwięziły, bo marzyła mu się inna Polska niż ta, która miała swoje święto 22 lipca.”

  • Fragment recenzji,  Focus Historia, XII.2014

    „Człowiek, który ryzykował życie z myślą o wolnej ojczyźnie, dzielił celę z Ukraińcami z UPA i Niemcem; potem zmuszany był do morderczej pracy w kopalni… Nie dziwi jego gorycz, gdy pisze: „Jak nazwać działalność tych, którzy dziesiątki tysięcy podobnych mnie mordowali i gnoili przez wiele lat w majestacie prawa?”

  • Fragment recenzji,  Jarek Szlązak, moznaprzeczytac.pl, 2014

    „…„Urodzony 22 lipca”, na swoich kartach przekazuje unikalne wartości, nie tylko historyczne.
    Przez większość życia opisanego w książce, autor był uczestnikiem kilku miłych i wielu tragicznych wydarzeń z naszej najnowszej historii. Razem z dziesiątkami jemu podobnych, wymienionych z imienia i nazwiska, lub tylko pseudonimu, pozostał wierny swoim przekonaniom, mimo, że wiele osób starało się go złamać. Książka ta jest świadectwem walki nie tylko z przeciwnikiem, lecz również z samym sobą, by do końca być wiernym. Cześć i Chwała bohaterom!”

  • Fragmenty recenzji, Bartek 'barneej' Szpojda, Gildia.pl, XII.2014.

    „Jest jednak coś, co ją wyróżnia – styl. Nie górnolotny, nie poetycki – po prostu szczery, a przez to wyjątkowo miły w odbiorze. Czytając Urodzonego 22 lipca, mamy bowiem pewność, że obcujemy z historią – prawdziwą i momentami bardzo smutną. Losy bohatera (tak, tak – bohatera) w czasie walk o Warszawę i jego życie i prześladowanie po wojnie, opisane są w sposób wyjątkowy, bez zbytniej pompatyczności i samochwalstwa. (…)
    Takie książki warto czytać. Warto też wydawać. To istna skarbnica wiedzy, niekiedy przemyconej na kartach książki jakby przypadkiem, niepostrzeżenie. A ten właśnie sposób jest chyba najlepszym z możliwych.”

Fragmenty książki: 

W pewnej chwili „Cygan” odchylił worek zasłaniający okienko, wyjrzał powiedział jedno słowo:
 
- Czołg! 
 
Podszedłem do okienka. Rozwidniało się. Mimo lekkiej mgły i dymu po pociskach ujrzałem czołg nie dalej niż 30 metrów a wkoło niego sylwetki nieprzyjacielskich żołnierzy. Załoga rusznicy zdecydowała się wyjść na zewnątrz.
 
- Kaem na stanowisko! – krzyknąłem.
 
Mój karabin maszynowy MG 42 miał już założoną taśmę, więc ustawiłem go na parapecie, odbezpieczyłem, przyłożyłem kolbę do ramienia. Nacisnąłem spust i kaem rzygnął ogniem. Obok czołgu zakotłowało się a lufa działa drgnęła i obróciła się w moją stronę. 
(Fragment rozdziału „Obrona Fortu 7”)
W pokoju przybywało funkcjonariuszy a temperatura przesłuchania rosła. Wrzeszczeli i obrzucali mnie obelgami aż wreszcie jeden z nich wymierzył mi cios w głowę, po którym spadłem z krzesła. Leżąc czekałem na dalsze uderzenia i kopanie, ale kazali mi się podnieść. Wstając spojrzałem po tych nienawiścią wykrzywionych twarzach i powiedziałem:
 - To pewnie nagroda za Powstanie?
 (Fragment rozdziału „Cyryla i Metodego”

- Ty jesteś człowiekiem wierzącym. No i co wiara dała ludziom? Nic. Przez dwa tysiące lat – nic. Ludzie nadal oszukują, kradną, mordują... W ciągu niewielu lat, jeszcze ty sam się o tym przekonasz, dokonamy tego z człowiekiem, czego wam, wierzącym w Boga nie udało się przez tysiąc lat! Powiem ci coś więcej... My nawet z ciebie zrobimy człowieka!
Przed moimi oczami rysował wizję socjalistycznego raju. Czego tam nie było? Roboty, automaty, szklane domy, sklepy, w których nie płaciło się za towar, ludzie-anioły.
          -  Kościołów nie będzie, księży też. Oni ogłupiają masy.
(Fragment rozdziału „Wrocław – Zarząd Informacji Nr 4”)
 
 
Traciłem poczucie czasu. Mijały minuty, godziny, dnie i noce a ja ciągle stojąc zeznawałem. Przypominam sobie jak raz sprowadzono mnie do celi. Przyłożyłem głowę do siennika i gdy tylko zapadłem w kamienny sen, brutalnie zerwano mnie z posłania. Zbolałego, półprzytomnego w nerwowych drgawkach wiedli mnie na dalsze śledztwo. Nie wiedziałem, o co mnie pytają i jakie dawałem odpowiedzi. Było mi zupełnie to obojętne. Moje nogi były na całej długości spuchnięte do rozmiarów słupa telegraficznego i z trudem mieściły się w szerokich przecież spodniach. Opuchnięte stopy kipiały z pantofli. Ze zdziwieniem oglądałem nabrzmiałe do groteskowych rozmiarów dłonie. Wciąż musiałem stać na baczność, oni nie znali litości. Pamiętam, że robiłem uskoki, bo odnosiłem wrażenie, że przewraca się na mnie ściana. Plamy na ścianie układały się w różne obrazy a słoje na drewnie biurka wydawały mi się rysunkami głów wojowników słowiańskich. Na szafkach biurka widziałem brodate i wąsate głowy z rogami. Raz ze zdziwieniem przyglądałem się porucznikowi, temu „nocnemu”. Przysiągłbym, że miał na sobie tylko długie kalesony. Zdawałem sobie sprawę, że miałem halucynacje i nie sprawowałem kontroli nad odruchami. Byłem bezsilny.
 
(Fragment rozdziału „Wrocław – Zarząd Informacji Nr 4”)